„Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było”. Te słowa, zaczerpnięte z powieści „Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej” mogą być podsumowaniem każdej podróży, a nawet całego ludzkiego życia.
Dobry wojak Szwejk w Przemyślu
Wspomnienie powieści Jaroslava Haška nie jest przypadkowe, ponieważ główny bohater, który w przypływie głupoty (jak to często u niego bywało) przebrał się w mundur zbiegłego rosyjskiego jeńca, został złapany przez patrol węgierskich żandarmów i trafił do Przemyśla wraz z transportem rosyjskich jeńców wojennych. Jak mawiał sam Szwejk, „gdyby wszyscy ludzie byli mądrzy, to na świecie byłoby tyle rozumu, że co drugi człowiek zgłupiałby z tego”. Większość osób kojarzy postać Szwejka z ilustracjami Josefa Lady lub z uśmiechniętą twarzą Rudolfa Hrušínskiego i jego niezapomnianą rolą w dwuczęściowym filmie czechosłowackim z lat 1956-57.
Szlakiem dobrego wojaka Szwejka
O promowanie związków przemyskiej twierdzy ze Szwejkiem dbają członkowie Przemyskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Dobrego Wojaka Szwejka. Z ich inicjatywy w 2006 r. przemianowano ulicę Wjazd koło Galerii Sztuki Współczesnej na Zaułek Wojaka Szwejka, a od 2008 roku można na przemyskim rynku przysiąść się na ławeczce-pomniku obok Szwejka i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Potem można raczyć się tak jak Szwejk, kuflem dobrego zimnego piwa, pitego z umiarem. Szwejk też miał swój umiar i z dumą wspominał, że pewnego wieczoru był w dwudziestu ośmiu lokalach, ale nigdzie nie zamówił więcej niż trzy piwa. Od 1998 r. na początku lipca stowarzyszenie organizuje w Przemyślu Wielkie Manewry Szwejkowskie, które są świetną zabawą dla całych rodzin i okazją do zaprezentowania historycznych pamiątek po dawnej monarchii.
Jak zwiedzać Twierdzę Przemyśl?
Szczególnym punktem na mapie Przemyśla, który łączy twierdzę z postacią Szwejka jest Brama Sanocka, jedna z lepiej zachowanych budowli obronnych. Tędy Szwejk miał wjechać do miasta, tutaj mieści się siedziba Przemyskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Dobrego Wojaka Szwejka i stąd zaczynają się forteczne rajdy rowerowe. Zachowane umocnienia twierdzy Przemyśl można zwiedzać samochodem, konno, rowerem i pieszo, pamiętając o tym, że miasto opasywały dwa pierścienie fortyfikacji, z których zewnętrzny miał w obwodzie około 50 km (o połowę więcej niż dzieli przemyski rynek od znanego ośrodka wypoczynkowego Hotel Arłamów).
Co warto zobaczyć?
Zwiedzanie można zacząć od wystawy poświęconej historii twierdzy w Muzeum Ziemi Przemyskiej (Pl. Berka Joselewicza 1) i położonego w centrum miasta Muzeum Twierdzy Przemyśl (wejście od ul. Fredry), a następnie wyruszyć na zwiedzanie najlepiej zachowanych fortów na obrzeżu miasta. W Siedliskach mamy do wyboru pancerny Fort XV „Borek” (filia muzeum) oraz artyleryjski Fort I „Salis-Soglio”. Ponadto godne polecenia są Fort VIII „Łętownia” w Kuńkowcach, Fort XI „Duńkowiczki”, Fort XII „Werner” w Żurawicy i Fort XIII „San Rideau” w pobliżu Arboretum w Bolestraszycach, z którym związana jest tajemnicza historia, którą zakończymy opowieść o Twierdzy Przemyśl.
Sztuka fortyfikacji
Budowę twierdzy zaczęto w połowie XIX w., kiedy Austria zaniepokojona wojną krymską i rosyjskim panslawizmem postanowiła wzmocnić swoje wschodnie rubieże przed spodziewaną agresją sąsiada. Trzon umocnień stanowiły potężne forty artyleryjskie wzniesione w latach 80. XIX wieku. Intensywne prace przy budowie umocnień twierdzy wpłynęły na rozwój Przemyśla, który w 1910 roku liczył około 55 tys. mieszkańców (prawie tyle samo, co obecnie), z czego 8,5 tysiąca stanowił garnizon wojskowy. W momencie wybuchu I wojny światowej była to jedna z najpotężniejszych (obok Verdun i Antwerpii) twierdza w Europie. W wyniku powszechnej mobilizacji do Przemyśla trafiło ponad 120 tysięcy rekrutów, przywożonych w bydlęcych wagonach. Twierdza, zwana Bramą Węgier, miała odegrać wielką rolę w rozpoczynającej się wojnie.
Historia pisana krwią
We wrześniu 1914 roku, po pierwszych przegranych bitwach dowództwo armii austro-węgierskiej postanowiło zatrzymać ofensywę rosyjską pod Przemyślem. Po trwającym prawie miesiąc bezskutecznym atakowaniu twierdzy Rosjanie wycofali się, ponosząc duże straty. Podczas kolejnego, trwającego 133 dni oblężenia, które zaczęło się w listopadzie, Przemyśl został całkowicie okrążony, odcięty od linii frontu i dostaw zaopatrzenia. Obrońcy nękali Rosjan niespodziewanymi wypadami, podczas których pochwycono jeńców, ale dawał się we znaki brak zaopatrzenia, mróz i choroby. 22 marca 1915 r. twierdza została poddana po uprzednim wysadzeniu w powietrze głównych urządzeń obronnych i zniszczeniu sprzętu. Na początku maja doszło pod Gorlicami do przełamania frontu w wyniku niemiecko-austriackiej kontrofensywy i Przemyśl był oblegany po raz trzeci, ale tym razem stroną broniącą się byli Rosjanie, którzy poddali się po kilkunastu dniach. W walkach o Przemyśl zginęło łącznie ponad 100 tys. żołnierzy.
Legenda Fortu XIII „San Rideau”
W 1926 r. na łamach miesięcznika „Naokoło Świata” opublikowany został sensacyjny artykuł. Po I wojnie światowej przystąpiono do porządkowania pozostałości po Twierdzy Przemyśl. Z obiektów przeznaczonych do rozbiórki zabierano na złom całe metalowe wyposażenie, a budynki zachowane w lepszym stanie adaptowano na magazyny. Podczas takich prac, prowadzonych w 1923 r. w Forcie XIII „San Rideau”, robotnicy natrafili na pancerne drzwi, nieuwzględnione w planach obiektu, za którymi znaleziono niemal zmumifikowanego żywego człowieka, który zmarł tuż po wydobyciu go na powierzchnię. Dopóki nie postradał zmysłów w wyniku izolacji, prowadził pamiętnik, z którego wynikało, że był to rosyjski jeniec, wzięty do niewoli podczas pierwszego oblężenia twierdzy, o którym zapomniano, pospiesznie niszcząc twierdzę przed jej poddaniem. Uwięziony pod ziemią przetrwał 9 lat korzystając z pozostawionych konserw i beczułek rumu.
Prawda czy fikcja?
W związku z artykułem, który był przytaczany jeszcze po wielu latach, pojawia się szereg pytań. Dlaczego artykuł został opublikowany dopiero 3 lata po rzekomym odkryciu? W policyjnych zapiskach z 1926 r. nie ma o tym najmniejszej wzmianki. Nie ma też wzmianki w lokalnej prasie, a przecież byłaby to nie lada gratka dla dziennikarzy. No i wreszcie nazwisko autorki artykułu wygląda na fikcyjne, bo nie ma go w żadnym spisie ludności. Jak było naprawdę? A może ruiny przemyskiej twierdzy kryją jakieś niezbadane tajemnice? Warto przyjechać i się przekonać.
Zapraszamy do Arłamowa i Przemyśla!